poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 2, czyli "jak strach, to się i nogi znajdą".

Dlaczego lubię brzydką pogodę? W deszczu nie widać, że płaczesz. Przede wszystkim, kto by w ogóle zwracał na to uwagę? Każdy zająłby się sobą i uciekał do domu, byle nie zmoknąć. Mi to obojętne. Cmentarz nawet lepiej wygląda przy złej pogodzie. W końcu to ponure miejsce, prawda?
Kiedy za bardzo się nudzę, idę tam. Siadam na małej ławeczce obok grobu i opowiadam o wszystkim. Sama nie wiem, dlaczego tak robię. Z przyzwyczajenia? Z tęsknoty? Z nudów? Z braku towarzystwa? Może być wiele powodów.
Dzisiaj również wybrałam się w "odwiedziny". Nie mogłam pójść z pustymi rękoma. Jak zawsze, wzięłam ze sobą dwie, małe róże, które pomalowałam na niebiesko. Lily uwielbiała róże, a James uwielbiał kolor niebieski. Tyle mogłam zrobić, bo co więcej?
Szybkim krokiem przeszłam przez bramę cmentarza. Na szczęście, nikogo nie było. Chyba, już z przyzwyczajenia, unikam ludzi. Niedobrze... ale nie przeszkadza mi to, więc może nie jestem aż tak nienormalna. Nieważne. Ważny, za to, był spacer do grobu Potterów. Najgorsze, że tylko tyle mogłam dla nich zrobić.
Delikatnie położyłam róże pod nagrobkiem i usiadłam na mokrej ławce. I tak cała przemokłam, więc co mi szkodziło?
– Nie uwierzycie – powiedziałam po chwili. To musiało wyglądać dziwnie, ale jeśli robisz coś przez tyle lat (nieistotnie, jak bardzo to byłoby dziwne), to się przyzwyczajasz – Wczoraj był u mnie Dumbledore. Będę uczyć w Hogwarcie! Tak, wiem, James, gówniana robota, ale zawsze jakaś, nie? Poza tym...poznam Harry'ego! Dumbledore przez tyle lat trzymał go z daleka ode mnie... Ale i tak byłabym dla niego kiepską matką. No spójrz, gadam do nagrobka.
Moje słowa rozpływały się w powietrzu, bez żadnego odzewu. Mimo to, nie zniechęciłam się. Uśmiechnęłam się przez łzy i dalej opowiadałam, jak mijały mi kolejne dni. Krótko mówiąc: jak zawsze. Siedziałam tam, aż zrobił się późny wieczór. Chwilę zajęło mi dojście do siebie. W drodze do domu myślałam nad tym, jak będzie w Hogwarcie. Coraz bardziej się stresowałam. Nie wiem, czy to nowym rozdziałem w moim życiu, czy może spotkaniem z Harry'm, czy...
No, właśnie. Coś przykuło moją uwagę. Dostrzegłam młodego chłopaka, który rozwieszał jakieś kartki na budynkach. Poleciałam tam (no, jasne, że byłam na miotle. Najnowsza Błyskawica!) i podeszłam do tego chłopaka. Nie wiem, co było dziwniejsze: jego w ogóle nie pasujące do tej bluzki spodnie, czy moja mina, gdy zobaczyłam, co rozwiesza.
– O, Merlinie... – wyszeptałam, biorąc do ręki jedną kartkę. Chłopak podszedł do mnie, ale nawet nie zwróciłam na niego uwagi.
– Dobrze się czujesz? – zapytał – Strasznie zbladłaś... Zresztą, – dodał po chwili – nie dziwię się. On pierwszy to zrobił. Przerażające, co?
– Nawet nie wiesz, jak bardzo – dosłownie odebrało mi mowę. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, że to zrobił. w tamtej chwili miałam złudną nadzieję, że to tylko sen. No, cóż, niestety. Dzisiaj nie jest mój dobry dzień. Wciąż tylko wpatrywałam się w list gończy. Więzień uciekł z Azkabanu. Jak? Nie mam pojęcia. Ale Syriusz Black jest na wolności, jest gdzieś tam i być może, już mnie szuka. W następnych sekundach miałam przed oczami coraz gorsze scenariusze. Dopiero, z zamyślenia wyrwał mnie młody chłopak, który patrzył na mnie z niepokojem.
– Trzymaj – wręczył mi butelkę wody. Zimny napój pomógł mi oprzytomnieć.
– Dziękuję – powiedziałam, udając wdzięczność. Marzyłam tylko o tym, żeby ten dzień się już skończył. Żeby wziąć gorącą kąpiel i pójść spać. Oczywiście, rzucając wcześniej kilka zaklęć ochronnych. Szybko złapałam za miotłę i równie szybko znalazłam się w domu. Rzuciłam najmocniejsze zaklęcia, jakie znałam i wmawiałam sobie, że to pomoże, że odtąd będę bezpieczna. Skończą się moje nocne spacery. Jeśli nie chcę dać się zabić, to muszę bardzo uważać.
Syriusz Black. Stary przyjaciel. Zdrajca. Morderca. Zbieg. Miał tyle lat, żeby obmyślić plan zemsty... Byłam przerażona. Sprawdziłam, czy na pewno wszystkie okna i drzwi są zamknięte, po czym poszłam spać. Odechciało mi się kąpieli, jedzenia, czytania... Miałam dość wrażeń na dziś. Szczelnie okryłam się kołdrą. Przed zgaszeniem lampy, jeszcze raz spojrzałam na zdjęcie. Wszyscy tacy uśmiechnięci, tacy szczęśliwi... Zabolało. Zgasiłam światło i liczyłam na jakiś łagodny sen.

***

– James – powiedziałam stanowczo – Na gacie Merlina, oddaj mi to!
Rogacz, z wielkim bananem na twarzy, dzierżył w dłoni swoje nowe trofeum - moje wypracowanie z Transmutacji. Jako, że włożyłam w nie wiele pracy, nie mogłam pozwolić mu na kradzież.
– Jamie, nie wygłupiaj się – powiedział Syriusz i rzucił w niego podręcznikiem do Eliksirów.
– Nie trafiłeś – prychnął James – Poza tym....jeszcze raz nazwiesz mnie tak, jak przed chwilą, to popamiętasz.
– Ojej, naprawdę?
– Spuszczę Luniaczka z łańcucha.
– Dość – oznajmił znudzony Remus – Accio!
Zwój pergaminu wyleciał z rąk Rogacza, prosto do Lunatyka. Oddał mi wypracowanie, na co James skrzywił się. 
– Mogłem mieć wybitny! – jęknął  z żalem. Syriusz podszedł do niego i teatralnie udawał współczucie.
– Dajcie już spokój – odparłam –James, gdybyś się uczył, nie musiałbyś kraść wypracowań. 
Potter już miał odpowiedzieć, gdy nagle zobaczył JĄ. ONA szła w towarzystwie swoich dwóch najlepszych przyjaciółek. JEJ rude włosy falowały przy każdym kroku. Scena, jak z taniego romansidła. Ale kim była ONA? Lily Evans. James podkochiwał się w niej od pierwszej klasy. To już ładnych kilka lat. Nadal śmiejemy się z jego nieszczęśliwej miłości. Jego każde "Ej, Evans! Umów się ze mną!" było zbyt zabawne, żeby powiedzieć mu, że ma sobie darować ten tekst. I tym razem nikt się nie rozczarował.
– Ej, Evans! – krzyknął Rogacz, może TROCHĘ za głośno – Umów się ze mną!
Lily przystanęła i spojrzała na niego z pogardą. 
– Z takim jeleniem, jak ty?!
Peter zakrztusił się swoim ciastkiem, a Remus, chichocząc, ruszył mu na ratunek. Wymieniłam z Syriuszem znaczące spojrzenie i wybuchnęliśmy się śmiechem. Słowa, które Lily Evans nieświadomie dobrała, miały w sobie więcej prawdy, niż kłamstwa. James udał obrażonego. Przez resztę wieczora nie odezwał się do nikogo. Chociaż trochę spokoju. Udawał, że jest bardzo, wręcz niezmiernie, zainteresowany swoim podręcznikiem do Transmutacji i pustym zwojem pergaminu. Patrzyłam na niego i chłonęłam go wzrokiem. Każdy szczegół z jego naburmuszonej twarzy. 
Zawsze, na koniec, orientowałam się, że śnię. Prawie co noc ukazywały mi się wspomnienia. A potem, budząc się, wracałam do szarej rzeczywistości, która z dnia na dzień, stawała się coraz ciemniejsza.

Witam! :) Oto drugi rozdział. Wiem, że wciąż za krótki, ale podoba mi się bardziej od poprzedniego. Mam nadzieję, że Wam również przypadnie do gustu. ^^ Liczę na komentarze, które motywują do dalszej pracy. Kolejne rozdziały będą się już pojawiać regularnie. 
~Zła Królowa

2 komentarze

  1. Joł xD Dobra, już się uspokajam. Lubię tę bohaterkę, bo ma to samo zdanie o deszczu co ja. :) James i ten jego tekst :'D. Kc go. Ogółem rozdział bardzo mi się podobał, ale mam jedną uwagę...JEST ZA KRÓTKI, ŻĄDAM DŁUŻSZEGO!
    Życzę dużo weny ;* Pozdrawiam cieplutko ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joł joł! XD Zawsze mogę liczyć na Twój komentarz. :D Dzięki wielkie za dobre słowo, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Ci się podoba. Również pozdrawiam :*

      Usuń